Obserwuj w Google News

Jedzenie owadów, dieta roślinna? Pomysły na uniknięcie chorób odzwierzęcych

4 min. czytania
Aktualizacja 18.01.2021
18.01.2021 19:40
Zareaguj Reakcja

Pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 przypomina nam o zagrożeniu, jakie wiąże się z chorobami odzwierzęcymi (wirusowymi zoonozami) – uważa dr hab. Piotr Rzymski z UM w Poznaniu. I dodaje, że zbyt długo to zagrożenie ignorowaliśmy.

Jedzenie owadów
fot. Shutterstock

– Nasza populacja zwiększyła się od połowy XX wieku o 5 miliardów, a co za tym idzie, zmusiła nas do jeszcze większej ingerencji w środowisko. Wkraczamy na tereny nowe, wcześniej nie zajmowane, co wpływa na nasz kontakt z dzikimi zwierzętami. Wycinamy cenne dla równowagi klimatycznej lasy, takie jak Puszcza Amazońska, by uprawiać ziemię i produkować paszę dla zwierząt hodowanych w warunkach przemysłowych. Ich duża liczebność i stłoczenie również sprzyja transmisji patogenów, w tym wirusów. I choć koronawirus SARS-CoV-2 pochodzi od dzikich zwierząt, nie możemy o tym zapominać. Czy to oznacza, że powinniśmy uwsteczniać cywilizację? Nie. Powinniśmy jej rozwój tak ukierunkować, by ograniczać ryzyko rozmaitych zagrożeń – uważa dr hab. Piotr Rzymski. I dodał, że mamy obecnie do czynienia z postępującą globalizacją (z wewnątrz, i międzykontynentalnym przemieszczeniem się ludzi), która nie ma precedensu.

Zdaniem eksperta, szansą na zminimalizowanie zagrożenia są zmiany w produkcji żywności. Jakie?

Przejście na dietę roślinną

– Globalne przejście na dietę roślinną byłoby najprostszym rozwiązaniem – uważa dr Rzymski i dodaje: – Ale to w praktyce jest utopią. Po pierwsze, większość ludzi nie chce zrezygnować z jedzenia mięsa, a ono z kolei odegrało istotną rolę w ewolucji człowieka. Mamy więc do niego bardzo duże powinowactwo. Nie jem go 10 lat, a gdy na wykładach pokazuję studentom animację smażącego się steka, to – czy tego chcę, czy nie – wzmaga się wydzielanie śliny w mojej jamie ustnej. Taki widok powoduje w nas reakcje emocjonalne.
Niestety mięso w niektórych częściach świata uznawane jest za pewien atrybut dobrobytu. Ekspert tłumaczy: – Jeden z największych wzrostów popytu na mięso obserwuje się w Indiach, w kraju, o którym zawsze mówiono, że jest stolicą wegetarianizmu. Kraj się rozwija, a ci, którzy się bogacą, chcą tego, co powszechne jest w krajach rozwiniętych, m.in. mięsa, zwłaszcza czerwonego. A to na domiar złego jest najbardziej rujnującym dla środowiska produktem spożywczym.

Pozyskiwanie pożywienia z owadów

– Łatwo je hodować i są pożywne. Czy są remedium na problemy wywoływane przez chów przemysłowy? W naszej opinii nie. Po pierwsze, różnice kulturowe powodują, że produkty, nawet przetworzone, pochodzenia owadziego mogą nie cieszyć się akceptacją konsumentów w krajach zachodnich. A w regionach, gdzie są jedzone, akceptowane, obserwuje się następujący trend: ci, których na to stać, jedzą mięso czerwone, a konsumentów owadów uważają za biedniejszą warstwę społeczną – tłumaczy dr Piotr Rzymski. I dodaje: – Poza tym wprowadzenie produktów opartych o owady wymaga określenia ich profilu bezpieczeństwa i stosowania szeregu dobrych praktyk przy hodowli, by uniknąć kumulacji zanieczyszczeń. Niektórzy uważają, że owady hodowlane nie mogą być źródłem niebezpiecznych dla człowieka wirusów, ale stopień poznania wirusów związanych z owadami jest wciąż niewystarczający. Wreszcie, proszę sobie wyobrazić, co mogłoby się stać, gdyby w wyniku jakiegoś nieprzewidywanego zdarzenia, np. huraganu, zniszczone zostały miejsca, gdzie hoduje się owady, a te w miliardowej liczebności wydostałyby się do środowiska naturalnego...

Produkowanie mięsa pozaustrojowo

Zdaniem eksperta najbardziej realną opcją, która byłaby dobrą alternatywą dla współczesnej produkcji mięsa, byłoby produkowanie go pozaustrojowo, tzn. z komórek pobranych biopsyjnie od zwierząt, a następnie odpowiednio hodowanych, różnicowanych i strukturyzowanych w tkanki.

– Brzmi jak science-fiction? Pierwszy tego typu produkt otrzymano w 2013 r., od tego czasu technologia znacząco się rozwinęła. W USA na ukończeniu są prace regulujące obrót tego typu mięsem, w Singapurze mięso drobiowe produkowane w taki sposób zostało dopuszczone na rynek, w Tel-Awiwie serwowane są w jednej z restauracji. Niedawno steki wołowe otrzymane pozaustrojowo degustował premier Izraela Benjamin Netanyahu, który zapowiedział, że jego kraj stanie się potęgą alternatywnego mięsa. Nie ma mowy o żadnym science-fiction, to już się dzieje – uważa dr Rzymski.

Jego zdaniem, największą korzyścią z takiego rozwiązania jest przede wszystkim ograniczenie ryzyka zoonoz związanych z kontaktem ze zwierzętami dzikimi i hodowlanymi, a także ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, zużycia wody, deforestacji, emisji pestycydów i używanych nawozów oraz eliminacja antybiotyków.

– Dodatkowo produkcja jest bardzo szybka – trwa kilka tygodni zamiast niekiedy kilku lat potrzebnych, by uzyskać odpowiednią tuszę zwierzęcia w hodowli. Nie ma ryzyka, że pojawi się jakiś nieprzewidywalny patogen, jak np. wirus afrykańskiego pomoru świń, i spustoszy hodowle trzody chlewnej. Mamy więc korzyści zdrowotne, środowiskowe, a etyczne (bo zwierzęta nie cierpią przy produkcji). Oczywiście jest wiele wyzwań, które tego typu technologia produkcji musiała i wciąż musi pokonać, ale dzięki osiągnięciom nauki, doświadczeniom z zakresu hodowli komórkowej, inżynierii tkankowej i medycyny regeneracyjnej, aktualnie pytaniem nie jest "czy mięso tego typu pojawi się na rynku?", ale "kiedy?" – zaznaczył ekspert.

Dr hab. Piotr Rzymski jest jednym ze współautorów pracy naukowej opublikowanej w ostatnich dniach w czasopiśmie „Nutrients”. Naukowcy, wśród których jest także m.in. prof. Paul Mozdziak, dr hab. Bartosz Kempisty oraz mgr Maurycy Jankowski, rozważają w publikacji rozwiązania, które mogłyby zminimalizować ryzyko transmisji wirusowej od zwierząt hodowlanych na człowieka.

Źródło: PAP