Oceń
Statystyki mówią same za siebie - wśród samobójców i osób targających się na własne życie z powodu głębokich problemów psychicznych dominują mężczyźni. Bez względu na to, czy jest się hollywoodzkim gwiazdorem, księciem Walii czy zwykłym, prostym mieszkańcem prowincjonalnego, małego miasta - załamanie nerwowe ma zdecydowanie poważniejsze konsekwencje dla panów niż dla pań.
To kobiety częściej zgłaszają się po specjalistyczną pomoc do psychoterapeutów czy psychologów - i mają rację - nawet jeśli odczuwają długotrwały spadek nastroju, są w stanie poprosić o to, by ktoś udzielił im wsparcia. Dzięki temu łatwiej im poradzić sobie z chorobą. Na 205 tys. Polek leczących depresję w ramach publicznego systemu opieki zdrowotnej przypadało prawie trzy razy mniej Polaków - 68,5 tys.
Panowie nie są tak skorzy do otwierania się przed innymi i uzewnętrzniania tego, co ich wewnętrznie trapi. Jeśli coś ich dręczy, prędzej zwierzą się barmanowi niż... pójdą do psychiatry. Wewnętrzna duma nie pozwoli im przecież, żeby ktokolwiek mógł ich uznać za "wariata".
Na 5 tysięcy osób, którzy w zeszłym roku popełnili samobójstwo w Polsce aż 4,6 tys. stanowili mężczyźni. Za wieloma z tych dramatów stała nieleczona od lat depresja. Według danych Komendy Głównej Policji wśród panów, którzy odebrali sobie życie, dominowali ludzie młodzi - najczęściej pochodzący ze wsi lub małych miejscowości. Od specjalistycznej pomocy medycznej i wsparcia doświadczonego eksperta dzieli ich zwykle kilkadziesiąt kilometrów drogi. Jeszcze większy dystans do pokonania to przyznanie się samemu sobie do tego, że mamy problem, z którym nie potrafimy sobie samodzielnie poradzić.
Chłopaki nie płaczą...
Polska wieś. Mężczyzna po trzydziestce wpada w sidła depresji. Do najbliższego psychiatry ma kilkadziesiąt kilometrów. Jeszcze większy dystans do pokonania to poczucie wstydu i bezsilności. Jak wygrać z chorobą? Jedyną drogą jest leczenie i psychoterapia...
Tegoroczna, piąta już edycja ogólnopolskiej kampanii "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję" poświęcona jest zjawisku depresji wśród mężczyzn. Nieleczone choroby i zaburzenia psychiczne są dla panów dużo większym zagrożeniem niż dla kobiet. Dlaczego?
Paradoks polega na tym, że na drodze ewolucji Matka Natura (omen nomen - kobieta) wyposażyła panie w cechy, które uodparniają je na problemy, które dla mężczyzn czasem wydają się nie do pokonania.
Wydawanie na świat potomstwa i związana z tym atawistyczna potrzeba zapewnienia mu odpowiednich warunków do przetrwania wiąże się z koniecznością wykształcenia w sobie cech, dzięki którym można zapewnić bezpieczeństwo - zarówno sobie, jak i dziecku. Kobiety wyewoluowały w sobie umiejętność budowania relacji społecznych i więzi zapewniających im możliwość egzystencji, dlatego łatwiej im wyrażać emocje. Choć są bardziej płaczliwe niż mężczyźni i ich ciała są dużo słabsze fizycznie, to jednak żeńska psychika zbudowana jest na dużo bardziej stabilnych podstawach niż w przypadku płci męskiej.
Od zarania dziejów pielęgnowano w nas przekonanie, że okazywanie emocji jest "niemęskie". Na łzy mogą sobie bezkarnie pozwalać tylko kobiety. Panowie mają wykształcić w sobie zdolność do natychmiastowej konfrontacji - zarówno z przeciwnikiem na polu walki, jak i z własnym problemem, który trapi jego duszę. Skłonność do takich agresywnych zachowań sprzyja też autodestrukcji - mniej lub bardziej świadomie panowie, którzy cierpią załamanie nerwowe, próbują stoczyć ostateczna walkę z wrogiem, jakim jest ich choroba. Niestety zwykle kończy się to dla nich tragicznie.
Depresja komika
Informacja o samobójczej śmierci kultowego aktora, jakim był Robin Williams, dla wielu ludzi na świecie była ogromnym zaskoczeniem. Tryskający energią i dowcipem, niezwykle utalentowany komik potrafił zarówno wzruszać, jak i śmieszyć. Miał wszystko, czego można było wymagać od osób występujących na scenie. Na ekranie pokazywał widzom pogodną twarz - sypał dowcipami, budził żywe reakcje tłumów. Pod grubym "pancerzem" skrywał w sobie jednak głęboką wrażliwość, z jaką nawet ktoś tak silny i nieprzeciętny jak on nie potrafił sobie poradzić.
Mimo wielu spekulacji to wcale nie depresja doprowadziła Robina Williamsa do odebrania sobie życia. Małżonka aktora ostatecznie potwierdziła, że przyczyniła się do tego choroba neurodegeneracyjna związana z demencją (tzw. otępienie z ciałami Lewy'ego), której objawy (stopniowa utrata kontroli nad zmysłami) zaczęły się u niego pojawiać na rok przed samobójstwem.
Depresja jest jednak wśród komików dosyć częstym zjawiskiem. Od lat zmaga się z nią m.in. słynny "Jaś Fasola", czyli brytyjski aktor Rowan Atkinson oraz Jim Carrey, kultowy "Dr House" - czyli Hugh Laurie oraz Ben Stiller. Skąd się bierze ten paradoks? Dlaczego osoby, które wydają się być niezwykle zabawne i wesołe tak często mają problem z własną psychiką.
Psychologowie uważają, że uwielbienie tłumów, na które mogą liczyć komicy, jest im niezbędne do przetrwania a występowanie na scenie jest dla takich osób rodzajem autoterapii. Uprawianie takiego zawodu nierzadko wynika z wewnętrznej potrzeby zaspokojenia akceptacji w grupie - rekompensują sobie w ten sposób deficyt uwagi, którego mogli się nabawić z różnych powodów na różnych etapach życia.
Jak sobie z tym poradzić?
Oprócz pomocy doświadczonych specjalistów, najlepszym lekiem jest... zwykła rozmowa. To właśnie mężczyźni mają największy problem z szczerym wyznaniem, co ich trapi - dlatego tak ważne jest, by także kobiety zrozumiały, że może warto poświęcić chwilę uwagi na spokojną konwersację z przedstawicielem odmiennej płci - czasem kilka krzepiących słów może dać innym wsparcie warte więcej niż mogłoby się nam wydawać...
Czy jesteś zagrożony depresją? TEST ONLINE
_____
zdrowie.radiozet.pl/π
Oceń artykuł