Wypalenie zawodowe
Karolina początkowo nie widziała problemów w pracy
fot: STEKLO/SHUTTERSTOCK (ILUSTRACYJNE)
KIEDY WEEKEND TO ZA MAŁO

Młodzi, zdolni i wypaleni. Tak choruje prekariat

Alicja Bartosiak
Alicja Bartosiak Redaktor Radia Zet
17.03.2022 17:14

Pewnego dnia bliska osoba powiedziała mi coś, co zadziałało jak kubeł zimnej wody: nie zbawiasz świata, jestem tylko trybikiem w maszynie do zarabiania pieniędzy. Jeśli zejdziesz z przepracowania, to korporacja nie postawi ci pomnika, tylko zatrudni kolejnego naiwniaka, byle tylko hajs się zgadzał. Dotarło do mnie, że marnuję najlepsze lata swojego życia, tracę zdrowie i czas goniąc deadline’y i realizując cele narzucone przez klienta.

Beata od 20 lat pracuje w liceum ogólnokształcącym. Przez wiele lat zawód nauczyciela dawał jej wiele satysfakcji. Była doceniana przez uczniów, rodziców, przełożonych. Zdobywała kolejne szczeble awansu zawodowego, brała udział w szkoleniach, szlifowała swój warsztat. Robi to nadal, ale tylko z poczucia odpowiedzialności. Nie daje jej to żadnej satysfakcji.

- Program nauczania jest totalną abstrakcją wobec współczesnej rzeczywistości i mentalności młodych ludzi. Nauczyciele od lat niedoceniani (nie tylko finansowo) zupełnie stracili szacunek. Żyją wyimaginowanymi ideami. Większość społeczeństwa nie rozumie czasu pracy nauczyciela. Ja pracuję 7 dni w tygodniu, w ferie, święta... Zmęczenie, utrata zdrowia, głodowa pensja, hejt i niewspółmierne wobec tego wymagania frustrują. Przygnębiający jest fakt, że raczej nie ma szans na żadną zmianę – wyjaśnia.

Mechanizm błędnego koła

Wiem, co czym mówi Beata. Mam 29 lat i już znam to uczucie, kiedy na myśl o pracy pojawia się ból w całym ciele i mdłości. W takiej sytuacji weekend to za mało, by odpocząć. Od soboty trwa już odliczanie do pierwszej stresującej rozmowy, przygotowywanie się, uzupełnianie zadań, często praca od rana w niedzielę. Nie oznacza to, że nadmierna obowiązkowość przynosi świetne efekty, wręcz przeciwnie. W atmosferze napięcia bardzo łatwo popełnia się błędy. Psychologowie określają to jako błędne koło.

Mam 29 lat i już znam to uczucie, kiedy na myśl o pracy pojawia się ból w całym ciele i mdłości. W takiej sytuacji weekend to za mało, by odpocząć.

Patrycja Stawiarska, psycholog z Uniwersytetu SWPS, tłumaczy: – Podstawowym elementem syndromu wypalenia zawodowego jest wyczerpanie psychofizyczne powiązane ze spadkiem zaangażowania w wykonywaną pracę i relacje z klientami i tym samym obniżenie efektywności wykonywanej pracy. Aktualne ujęcia wypalenia zawodowego wskazują też na istotny czynnik rozczarowania doświadczanego w związku z wykonywaną pracą, co może i często wiąże się z poczuciem utraty sensu wykonywanej pracy.

Dodaje, że w konsekwencji mamy do czynienia z tzw. mechanizmem błędnego koła, jestem coraz bardziej wyczerpany i coraz mniej efektywny, coraz bardziej rozczarowany więc staram się więcej pracować (widoczne jest to szczególnie w zawodach związanych z intensywnymi i angażującymi emocjonalnie relacjami z innymi ludźmi takich jak zawód lekarza, pielęgniarki, nauczyciela czy policjanta, gdzie relacje te pogarszają się), zwiększony wysiłek nie powoduje jednak wzrostu efektywności tylko coraz większe wyczerpanie i rozczarowanie.

- Mechanizm błędnego koła utrzymuje się i bez pomocy jest bardzo trudny do przerwania. Wypalenie zawodowe traktowane jest jako syndrom powiązany z zatrudnieniem i w takim rozumieniu uzyskanie zwolnienia lekarskiego nie jest tutaj jednoznaczne, chociaż towarzyszące wypaleniu zawodowemu trudności w funkcjonowaniu zawodowym i często także poza zawodowym, w życiu codziennym mogą stanowić podstawę do zwolnienia lekarskiego. Ostateczne rozpoznanie może być już zupełnie inne. Należy pamiętać, że syndrom wypalenia zawodowego jest związany z dolegliwościami psychofizycznymi. Sytuacja jednak nie jest tutaj jednoznaczna – tłumaczy.

Mechanizm błędnego koła utrzymuje się i bez pomocy jest bardzo trudny do przerwania

1 stycznia 2022 roku wypalenie zawodowe zostało uznane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za chorobę i wpisane do Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych (ICD). Według definicji WHO, wypalenie zawodowe to syndrom wynikający z przewlekłego stresu w miejscu pracy, który nie został w sposób skuteczny opanowany. Co powoduje, że choruje coraz więcej osób?

Na kondycję pracownika składa się wiele czynników. Według badania przeprowadzonego w 2017 roku przez Kronos Incorporated i Future Workplace, głównymi przyczynami wypalenia zawodowego są kolejno:

  • nieadekwatne wynagrodzenie (41.proc.),
  • przeciążenie pracą (32.proc.),
  • nadgodziny (32.proc),
  • nieefektywne zarządzanie w firmie (30 proc.).

Do wymienionych czynników nierzadko dochodzi też niska kultura pracy, toksyczna atmosfera i brak szans na poprawę sytuacji/awans. Gdy to wszystko połączymy, mamy przepis na katastrofę. Zwykle jednak nie ma to znaczenia dla pracodawcy, bo na nasze miejsce jest wielu chętnych, jeszcze młodszych, którzy cenią bogate doświadczenie, jakie mogą zdobyć w „prestiżowej firmie”. Firm tego typu są tysiące i wcale nie chodzi tu o małe biznesy, ale też całkiem znane korporacje. O wypaleniu zawodowym porozmawiałam z moimi przyjaciółmi. Każda z osób, która opowiedziała mi o swojej sytuacji, zajmuje się czymś innym. Imiona bohaterów zostały zmienione.

Mikołaj

Wypalenie zawodowe od zawsze kojarzyło mi się z przemęczonymi ludźmi po 50-tce, którzy odliczają dni do przejścia na emeryturę. Nigdy nie sądziłem, że sam będę się tak czuł w wieku 30 lat. Niestety, widzę wśród swoich znajomych, że nie jestem jedyny.

Sam swoją karierę zawodową zacząłem typowo, bo od dwumiesięcznego, bezpłatnego stażu w jednej z warszawskich agencji PR-owych, co kilka lat temu było standardem w tej branży. Mamiony perspektywą zdobycia doświadczenia i pracy dla międzynarodowego klienta, „w młodym i dynamicznym zespole”, wykonywałem obowiązki, na które moim starszym kolegom nie starczało czasu. Po kilku latach pracy dowiedziałem się, że chociaż dla firmy byłem stażystą, to już klientowi zostałem zgłoszony jako junior, którego wynagrodzenie było zabudżetowane w projekcie na całkiem atrakcyjną kwotę, której nigdy nie zobaczyłem na oczy. Można powiedzieć, że pierwsze kroki na rynku pracy stawiałem jako niewolnik.

Niestety, później nie było wcale lepiej – zatrudnienie na umowę śmieciową za głodową stawkę. Przy prośbie o awans, zgoda, pod warunkiem założenia jednoosobowej działalności gospodarczej, bo pracodawcy najbardziej opłacała się ta forma zatrudnienia. W międzyczasie korpo-machina wciągnęła mnie na dobre, a spotkania z przyjaciółmi i studenckie imprezy do rana zastąpiły permanentne nadgodziny i nieprzespane ze stresu noce. Dla mojego ówczesnego pracodawcy nadrzędnym celem była rentowność projektów i „świecące się” za wszelką cenę na zielono tabelki w excelu, nawet kosztem zdrowia pracowników. To wtedy dostałem pierwszą receptę od psychiatry, pod którego opieką pozostaję do dzisiaj.

W tamtym okresie ciężko było mi rozmawiać o moich problemach z rodzicami, którzy nie znają tego świata. Pochodzę z małej miejscowości, gdzie większość ludzi zajmuje raczej się pracą fizyczną. Moim rodzicom praca w korporacji kojarzyła się z luksusem i wielkimi pieniędzmi. Dlatego nie chciałem im mówić, że w rzeczywistości pracuję po 12 godzin, ledwo wiążę koniec z końcem i biorę antydepresanty. Najchętniej rzuciłbym wtedy wszystko i wrócił do miejsca, z którego od dziecka chciałem uciec. Po prostu nie wyobrażałem sobie, że miałbym przepracować w takim tempie jeszcze 40 lat.

Na szczęście udało mi się wyrwać z tej toksycznej firmy. Pewnego dnia bliska osoba powiedziała mi coś, co zadziałało jak kubeł zimnej wody: nie zbawiasz świata, jestem tylko trybikiem w maszynie do zarabiania pieniędzy – jeśli zejdziesz z przepracowania, to korporacja nie postawi ci pomnika, tylko zatrudni kolejnego naiwniaka, byle tylko hajs się zgadzał. Dotarło do mnie, że marnuję najlepsze lata swojego życia, tracę zdrowie i czas goniąc deadline’y i realizując cele narzucone przez klienta. Zdałem sobie sprawę, że nikt nas nie nauczył, czym jest work-life balance, jak nie dać się wykorzystywać i jak powinno wyglądać przyjazne miejsce pracy. Ze względu na kryzys demograficzny, rząd co chwila podnosi wiek emerytalny, nie zważając na to, że zdecydowana większość osób wkraczająca obecnie na rynek pracy, nie jest psychicznie gotowa na to, co ją czeka.

Mikołaj sądził, że wypalenie zawodowe to tylko domena ludzi w średnim wieku
fot. aslysun/Shutterstock (ilustracyjne)

Obecnie pracuję w nowym miejscu i całkowicie zmieniłem swoje podejście, chociaż długo mi to zajęło. Godzina 16 to teraz dla mnie świętość i nie ma już takiej rzeczy, która nie może poczekać do jutra. Staram się wykonywać obowiązki najlepiej, jak potrafię. Wiem już, że praca nigdy nie będzie dla mnie priorytetem. Jeśli dane będzie mi przejść kiedyś na emeryturę, chciałbym wspominać miejsca, które odwiedziłem i ludzi, których poznałem, a nie godziny spędzone przed ekranem komputera na przygotowywaniu raportów lub prezentacji.

Karolina

Jestem fizjoterapeutą z siedmioletnim stażem pracy. Swoją przygodę z zawodem zaczęłam jeszcze na studiach, z wielkim zapałem do pracy i chęciami do dalszego poznawania tajników branży. Wybierając taki zawód, kierowałam się tym, że naprawdę będę mogła pomagać ludziom, że będę mogla liczyć na poszanowanie innych pracowników, że moje wynagrodzenie za ponoszenie odpowiedzialności za ludzkie zdrowie i życie będzie należyte. Niestety, realia bardzo minęły się z moimi oczekiwaniami. Zaraz po studiach rozpoczęłam pracę na jednym z warszawskich oddziałów rehabilitacyjnych. Wtedy myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi.

Pierwszy rok pracy był wspaniały. Jeżdżenie na kursy, nauka, praktyka, wspaniałe towarzystwo. Kiedy to pierwsze zauroczenie minęło, zaczęłam patrzeć nieco bardziej trzeźwym okiem. Sam charakter pracy jak najbardziej mi odpowiadał. Nigdy nie bałam się dużo pracować, więc nie przeszkadzało mi, że czasami pracowałam bez przerwy. Ale takich sytuacji było coraz więcej. Wizja poświęcania się idei pomocy chorym ustąpiła poczuciu niesprawiedliwości.

Taka praca ponad miarę byłaby jeszcze akceptowalna, gdyby wynagrodzenie było współmierne. Niestety, ale fizjoterapeuci w Polsce nie są odpowiednio wynagradzani. Ten zawód wiąże się z dużą odpowiedzialnością za zdrowie i życie pacjenta, trzeba stawiać czoła ludziom chorym, którzy swoją chorobę naprawdę znoszą różnie, trzeba ich dźwigać, nadwyrężać własne ręce, kręgosłup, ale też przejmować obciążenia psychiczne. Nie da się zupełnie obojętnie podejść do cierpienia człowieka, tym bardziej wybierając taki zawód. I to wszystko za najniższą krajową (jeśli będziesz miał farta i zdobędziesz umowę o pracę) albo za marne kilkanaście złotych za godzinę na umowę zlecenie bądź kontrakt (realia warszawskie). W 2015 roku zawód fizjoterapeuty doczekał się określania go mianem zawodu medycznego. Ustalono, że minimalna stawka wynosi 4180 złotych brutto, czyli około 3 tys. złotych na rękę.

Aby godnie zarabiać w tym zawodzie, trzeba pracować po kilkanaście godzin dziennie. Poza tym, aby coraz lepiej pomagać pacjentom, należy się kształcić. Średni koszt kursu to kilka tysięcy złotych. Skąd wziąć na to pieniądze skoro płacę są niskie, na podwyżkę nie ma co liczyć, a doba się nie rozciągnie? Z pięknego zawodu z powołaniem dostałam tylko stek rozczarowań. Jestem teraz na etapie zmiany pracy i szczerze się zastanawiam nad zmianą branży. Nie wiem, czy nie lepiej po tych 7 latach zacząć od nowa, niż przez kolejne lata zarabiać marne pieniądze, pracować od świtu do nocy, znosić roszczeniowych, problematycznych pacjentów i tracić własne zdrowie.

Migreny, zaburzenia snu i ataki paniki

Wiele osób po usłyszeniu takich historii pyta, skąd bierze się decyzja o dalszej pracy w takim miejscu. Chociaż zmiana firmy wydaje się dobrym i realnym pomysłem, zwłaszcza w przypadku młodych ludzi, w praktyce nie zawsze jest to takie proste. Praca, która wyniszcza, sprawia, że człowiek boi się szukać rozwiązań. Uważa, że nie stać go na więcej i skoro nie jest doceniany nawet w takim miejscu, trudno będzie zacząć cokolwiek od nowa. Rekrutacja wiąże się z olbrzymim stresem, co w przypadku osób i tak zmagających się z zaburzeniami i lękiem stanowi wyzwanie, na które nie zawsze starcza im odwagi.

Wypalenie zawodowe to nie tylko brak satysfakcji z wykonywanej pracy, ale silne, emocjonalne wyczerpanie, które wyniszcza organizm od środka i powoduje wiele realnych objawów, które uprzykrzają życie. Osoby cierpiące na wypalenie zawodowe zmagają się z chronicznym zmęczeniem, problemami żołądkowymi, zaburzeniami snu, silnymi migrenami i powracającymi atakami paniki.

Wypalenie zawodowe nie jest już schorzeniem, na które sporadycznie cierpią pracownicy w średnim wieku, którzy po prostu potrzebują zmiany. Statystyki są zatrważające. Według badań przeprowadzonych w listopadzie przez UceResearch i Syno Poland dla platformy ePsycholodzy.pl wypalenie zawodowe dotyka ponad 65 procent pracowników w kraju. Problem dotyczy wielu branż, a grono osób dotkniętych wypaleniem zawodowym cały czas rośnie. Niestety, w wielu przypadkach za taką sytuację odpowiedzialni są pracodawcy i managerowie zarządzający zespołem. Autorzy badania podkreślali, że zagrożone jest całe społeczeństwo, zwłaszcza że symptomy wypalenia zawodowego zauważają już pracownicy w wieku 18-22 lat (80 procent).

Wypalenie zawodowe to nie tylko brak satysfakcji z wykonywanej pracy, ale silne, emocjonalne wyczerpanie, które wyniszcza organizm od środka i powoduje wiele realnych objawów, które uprzykrzają życie.

Psycholog Patrycja Stawiarska: - W ostatnich latach obserwujemy wypalenie zawodowe u osób z coraz krótszym stażem pracy, dotyczy to między innymi lekarzy rezydentów czy młodych stażem nauczycieli, gdzie pełnoobjawowe wypalenie zawodowe pojawia się po roku lub dwóch latach pracy zawodowej. Nie zawsze traktujemy tym samym wypalenie zawodowe jako wieloletni proces, może on przebiegać znacznie szybciej, co powinno kierować naszą uwagę jako psychologów w stronę możliwej profilaktyki tego zjawiska, zwłaszcza wśród młodych ludzi z krótkim stażem pracy.

Michał Pajdak, współautor badania i członek zarządu platformy ePsycholodzy.pl, wskazuje: - Fakt, że tak duża liczba Polaków odczuwa symptomy wypalenia zawodowego, może wskazywać na to, że wkrótce pracodawcy będą musieli się poważnie zmierzyć z tym zjawiskiem. Przełożeni powinni zwracać uwagę na kilka elementów prowadzących do tego problemu i zacząć sprawiedliwie traktować podwładnych.

Trudno poradzić sobie samemu

Psycholog Patrycja Stawiarska: – Profilaktyka powinna być skierowana na podnoszenie kompetencji osobistych i społecznych oraz kształtowanie i optymalizację warunków pracy z taki sposób, żeby proces radzenia sobie ze stresem zawodowym był jak najbardziej efektywny. Wypalenie zawodowe jest skutkiem stresu zawodowego, z którym jednostka nie potrafiła sobie poradzić, bo nie miała odpowiednich możliwości albo ich nie dostrzegała. Ogromna rola pracodawcy leży w kształtowaniu warunków pracy i dbaniu o pracownika. Oznacza to m.in. jasny podział zadań i obowiązków, wymagań związanych z rolą zawodową, sprawiedliwy system wynagrodzeń i awansów, wsparcie społeczne w miejscu pracy, efektywną komunikację.

- Z wypaleniem zawodowym trudno poradzić sobie samemu, negatywne emocje, które towarzyszą pracownikowi, negatywne myślenie uniemożliwiają efektywną pracę i kontakty społeczne w pracy i poza nią, co oznacza, że zarówno w życiu zawodowym jak i osobistym jednostka czuje się nieszczęśliwa i niespełniona a błędne koło objawów uniemożliwia adekwatną ocenę sytuacji – mówi Patrycja Stawiarska.

Ja miałam szczęście. Kilka miesięcy temu zmieniłam pracę i już wiem, co dokładnie mi dolegało, gdy siadałam z zaciśniętym żołądkiem do kolejnego obowiązkowego i niepotrzebnego testu kompetencji, który był „ważnym etapem” w drodze po podwyżkę. Testów i wymagań, które trzeba było spełnić, by w ogóle podjąć rozmowę o zarobkach, było bardzo dużo, a pensja przez lata utrzymywała się na tym samym, bardzo niskim poziomie. Dużym problemem w tamtym czasie było dla mnie kupienie butów dziecku czy wyjście do kina, choć pracowałam praktycznie 30 dni w miesiącu.

Byłam wyczerpana, psychicznie i fizycznie, a w weekendy leżałam lub kompulsywne sprzątałam. Siadałam też do pracy, żeby „nadrobić zaległości”. Każdy wydatek był bardzo dokładnie zaplanowany, a i tak miałam problem z zapłaceniem za podstawowe rzeczy. Nie mówiąc o pracy na godziny (po zalogowaniu do specjalnego systemu odmierzającego czas) i comiesięcznym wyliczaniu i sprawdzaniu, czy wysokość pensji na pewno się zgadza. Jeśli się nie zgadzała, trzeba było upominać się o różnicę samodzielnie i czekać. Teraz wspominam to ze zdziwieniem – jak to możliwe, że spędziłam tam tyle czasu?

Od ponad pół roku nie cierpię już na uporczywe migreny, śpię bez problemu i nie boję się każdego dnia. Po pracy mam czas na prywatne życie. I nadal trudno mi w to uwierzyć.

Alicja Bartosiak
Alicja Bartosiak

Pisanie to od zawsze moja wielka pasja  – najbliższe jest mi zdrowie dzieci i kobiet. Chętnie śledzę nowinki psychologiczne w tym obszarze. Ukończyłam studia dziennikarskie ze specjalizacją public relations w ochronie zdrowia i cały czas rozwijam swoją wiedzę. Po pracy najbardziej lubię spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi – to właśnie ludzie są dla mnie źródłem nieustającej inspiracji.

logo Tu się dzieje