Obserwuj w Google News

Prof. Witkowski: Pandemia koronawirusa zdewastowała kardiologię

3 min. czytania
Aktualizacja 16.07.2021
16.07.2021 13:22
Zareaguj Reakcja

Leczenie kardiologiczne w Polsce znacznie się pogorszyło z powodu pandemii. Coraz więcej osób umiera z powodu chorób serca, wielu tym śmierciom można było zapobiec. Co jest przyczyną tych negatywnych zmian? Wyjaśnia kardiolog, prof. Adam Witkowski.

Prof. Adam Witkowski, kardiolog
fot. Zbyszek Kaczmarek/REPORTER/EAST NEWS

– Pandemia zdewastowała kardiologię, system opieki nad pacjentami kardiologicznymi załamał się – uważa prof. Adam Witkowski, Prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, i wylicza, że śmiertelność z powodu chorób sercowo-naczyniowych wzrosła aż o 16,7 proc. w stosunku do 2019 r. To największy wzrost śmiertelności od wielu lat i o wiele większy niż w innych chorobach cywilizacyjnych, w tym onkologicznych.

To nie koniec tych smutnych statystyk. W 2020 r. w pierwszym półroczu pandemii o 35 proc. zmniejszyła się liczba leczonych zawałów serca, a aż o 74 proc. spadła liczba wykonywanych zabiegów u pacjentów planowych.

Teleporady i strach pacjentów przed szpitalem

– Bilans kardiologii w pandemii wypada źle. Podobnie jak w innych krajach, skupiliśmy się na leczeniu pacjentów z COVID-19, bo taka była potrzeba chwili i odwlekaliśmy leczenie pacjentów, którzy czekali na planowe hospitalizacje. Większość lekarzy przestawiła się całkowicie na teleporady, co z jednej strony jest dobre, bo unika się tłumów w przychodniach i poradniach, ograniczając tym samym ryzyko infekcji, a z drugiej strony wszyscy wiemy, że tak na dłuższą metę nie da się leczyć, zwłaszcza chorych pierwszorazowych, którzy nie mieli wcześniej kontaktu z kardiologiem – przyznał prof. Witkowski i dodał: – Kolejna sprawa, na którą trzeba zwrócić uwagę, to strach samych pacjentów przed pobytem w szpitalu. Nawet chorzy, którzy mieli bóle w klatce piersiowej, ostry zawał serca czy ostrą zatorowość płucną nie wzywali pogotowia na czas z obawy przed hospitalizacją, a pamiętajmy, że śmiertelność nieleczonego zawału wynosi aż 40 proc., a leczonego przy pomocy przezskórnej angioplastyki wieńcowej to tylko 3-5 proc.
Wielu pacjentów w czasie pandemii czuło strach i niechęć przed pójściem do lekarza, a nawet szpitala, mimo że ich stan zdrowia zagrażał życiu. Mieli poczucie większego bezpieczeństwa zdrowotnego w domu, tzw. mniejszego zła. Z powodu problemów z personelem medycznym, który został wysłany na pierwszą linię frontu walki z COVID-19, powiększyły się kolejki do lekarzy, wydłużył się czas konsultacji i zabiegów.

Pandemia wstrzymała ważne dla zdrowia pacjentów programy

Przez pandemię zostały wstrzymane również ważne projekty kardiologiczne, a niektóre z nich nawet przestały istnieć, jak na przykład proponowany już dwa lata temu Narodowy Program Serca i Naczyń. Niektóre z tych projektów działają, ale udział pacjentów w nich jest nadal niezwykle niski. Przykładem jest program KOS-zawał.
Kompleksowa koordynowana opieka nad pacjentem po zawale serca, czyli program KOS-zawał to polski fenomen na skalę światową, jeśli chodzi o efekty. Udowodniono, że pacjenci, którzy mają w KOS-zawał na rok z góry zaplanowane wizyty u kardiologa, rehabilitację i określony program leczenia, umierają rzadziej niż pacjenci poza programem. Co więcej, po zakończeniu programu w kolejnych latach śmiertelność pacjentów z KOS-zawał jest wciąż niższa. Mimo to tylko 11 proc. pacjentów, którzy kwalifikowałoby się do programu, korzysta z niego.
– Tak niski procent pacjentów w tak skutecznym programie to jawne nieporozumienie i uważam, że powinien to być program obligatoryjny dla wszystkich szpitali, które leczą pacjentów z ostrym zawałem serca. Oczywiście, nigdy nie dojdziemy do 100 proc. pacjentów, ale gdyby było to 50-60 proc. to byłoby naprawdę dobrze – uważa prof. Witkowski i dodaje: – Przyczyn tej porażki w sukcesie jest pewnie wiele. Można do nich zaliczyć: niechęć samych pacjentów do programu, bo nie wszystkim chce się jeździć do lekarza, do oddziałów rehabilitacji oddalonych daleko od domu. Poza tym lekarzom nie chce się wypełniać dokumentacji, robić sprawozdań. No i wreszcie, wszystkim ten program powinien finansowo się opłacać i w wymiarze zdrowotnym i finansowym, ale wciąż tak nie jest.

Źródło: II Debata Media Świadome Kardiologii