Obserwuj w Google News

Podczas czwartej fali pacjenci załamują się szybciej: wzrosła śmiertelność

3 min. czytania
28.10.2021 13:55
Zareaguj Reakcja

COVID-19 nadal atakuje, a prognozy nie są optymistyczne. W szczycie czwartej fali może dojść do tysięcy zachorowań dziennie. Niestety, w przypadku wariantu delta ciężkie powikłania mogą pojawiać się w ciągu kilku dni. Pacjenci coraz gorzej reagują na koronawirusa i często trafiają do szpitala w krytycznym stanie. Dlaczego czwarta fala jest dla nas szczególnie groźna?

Podczas czwartej fali pacjenci załamują się szybciej: wzrosła śmiertelność
fot. EastNews

Wariant Delta koronawirusa przyczynia się do znacznego pogorszenia stanu zdrowia w bardzo szybkim tempie. Początkowe objawy zakażenia łatwo pomylić z przeziębieniem, dlatego wielu pacjentów zwleka z wykonaniem testu na koronawirusa. W porównaniu do poprzedniej fali zachorowań obecnie skurczył się czas pomiędzy zakażeniem a pierwszymi objawami, co przyczynia się do coraz gorszego rokowania pacjentów.

Minister zdrowia: mamy coraz mniej czasu na leczenie

Skrócenie czasu rozwoju wirusa wpłynęło na większą liczbę ciężkich przypadków, a także rosnącą śmiertelność wśród pacjentów.

Jak mówi Adam Niedzielski  – rzeczywistość wygląda tak, że z punktu widzenia klinicystów obecna delta ma nieco inny przebieg, niż poprzednie warianty koronawirusa. W jej przypadku szybciej dochodzi do tzw. załamania. Jeśli w poprzednich falach od zakażenia do wystąpienia objawów mijało niejednokrotnie ok. 7-10 dni, to obecnie ten czas kurczy się do 4-7 dni. Wcześniej – po wystąpieniu pierwszych objawów – był więc margines czasowy, żeby wykonać test, a po stwierdzeniu zakażenia zareagować – stosując choćby środki farmakologiczne. Dziś tego czasu już nie ma. Pacjenci zjawiają się w szpitalach po kilku dniach od zakażenia w stanie już bardzo złym.

A najgorsze jest to, że oni po raz pierwszy mają wykonywany test na COVID dopiero w karetce, którą wezwali, bo się bardzo źle poczuli. Przebieg choroby jest na tyle szybki, że tego marginesu – od pierwszych objawów, złego samopoczucia, które skłoni nas do wykonania testu – już nie ma. I kiedy taka osoba, z dużą niewydolnością oddechową, trafia do szpitala, to respirator nie jest widzimisię lekarza. On robi, co może, żeby uratować pacjenta. Ale faktycznie, ryzyko zgonu takiego człowieka z zaawansowaną wiremią i obłożeniem płuc jest wysokie. Oceniamy, że wynosi ok. 50 procent, a nawet więcej – dodaje minister.

Załamanie pacjenta może nastąpić już po pięciu dniach

Osoby, które teraz zachorują na koronawirusa, mają bardzo mało czasu na reakcję. Lekarze podkreślają, że upośledzenie poszczególnych narządów to kwestia kilku dni. 

– Podczas tej fali pandemii zauważyliśmy, że wzrosła śmiertelność wśród pacjentów z COVID-19, zwłaszcza wśród osób niezaszczepionych. Po pięciu dniach następuje załamanie i zdarza się, że ci pacjenci nie wychodzą z tego – powiedział prezes Szpitala Powiatowego w Rykach Piotr Kienig.

Ze statystyk Szpitala Powiatowego w Rykach w województwie lubelskim wynika, że od połowy października szpital przyjął 52 pacjentów z koronawirusem. Jedynie pięć osób wyzdrowiało. Dziewięć osób zmarło, wśród nich osiem było niezaszczepionych i jedna zaszczepiona.

Umierają głównie niezaszczepieni

W szpitalu w Rykach najczęściej umierają osoby, które są niezaszczepione. W przypadku zaszczepionych są to osoby, które mają choroby współistniejące, takie jak nowotwory.

Jak mówi Piotr Kienig –  w naszym szpitalu dwie osoby, które zmarły z innego powodu niż COVID-19, chorowały na nowotwory. Koronawirus przyśpieszył koniec życia. Mogę potwierdzić to, co się mówi o tej fali, że jest wysoka śmiertelność, zwłaszcza wśród osób niezaszczepionych, krótki czas inkubacji wirusa i załamania się pacjenta.

Wcześniej taki pacjent przebywał około 13-14 dni na oddziale i były dobre rokowania. Natomiast teraz okazuje się, że po pięciu dniach następuje załamanie i często się zdarza, że ci pacjenci nie wychodzą z tego – dodał Kienig.

Obecnie szpital w Rykach nie ma już wolnych miejsc dla pacjentów z COVID-19.

Źródło: PAP