Oceń
Kojarzycie najsłynniejszą scenę szpitalną w historii telewizji, gdy aparat do EKG wyje, monitor przecina płaska linia, a lekarz energicznie rozciera łyżki defibrylatora i strzela? To bujda. Nic tu się nie zgadza.
Niezła komedia
Defibrylacja przy asystolii to najczęściej punktowany przez medyków błąd w filmach i serialach. "Asystolia, czyli prosta linia na EKG, to jeden z czterech rytmów, w których może zatrzymać się krążenie - tłumaczy ratownik medyczny Jan Jaszczyński. - Dwa rytmy są defibrylacyjne, które możemy "strzelać prądem", a dwa niedefibrylacyjne. Przy asystolii uciska się klatkę piersiową, podaje się leki, ale się nie defibryluje" - zaznacza medyk.
Nie rozciera się też łyżek defibrylatora i nawet nie bardzo wiadomo, po co miałoby się to robić. Zresztą metalowe łyżki wkrótce oglądać będziemy już tylko w filmach historycznych. "Coraz częściej będziemy używać miękkich łyżek, takich jak elektrody od AED. Są one o wiele wygodniejsze, nie trzeba ich trzymać, dociskać, po prostu przykleja się je do skóry" - wyjaśnia Jan Jaszczyński.
Nagminne w filmach i serialach jest wbijanie igły pod kątem prostym przy pobieraniu krwi. "Pod kątem prostym wbijamy igłę wyłącznie przy zastrzyku domięśniowym. W pozostałych przypadkach powinno być pod ostrym kątem" - tłumaczy cierpliwie medyk.
W jednej produkcji pielęgniarka z kamienną twarzą mówi: "Ciśnienie 200/400". I znowu nic się nie zgadza, bo ciśnienie skurczowe nie może być niższe niż rozkurczowe, a poza tym nie ma takiej skali w ciśnieniomierzach. "Nie sądzę, żeby jakikolwiek sprzęt pokazał 400" - powątpiewa Jan Jaszczyński.
Na koniec tajemniczy kod "5 ml PWE w szybkim wlewie". "PWE to płyn wieloelektrolitowy, czyli rodzaj kroplówki. Jeśli podawalibyśmy pacjentowi elektrolity w takiej formie, to na pewno nie 5 ml, tylko więcej" - wyjaśnia Jan Jaszczyński.
Ale to wszystko komedia. Prawdziwy dramat zaczyna się tam, gdzie serial udaje życie.
Po prostu dramat
- Mam trochę inną perspektywę niż koledzy-medycy, bo ponad 10 lat pracowałem w kinematografii - mówi Jan Jaszczyński. - Przez wiele lat zwracałem uwagę na pewien aspekt, który powoduje zakłamanie rzeczywistości. W filmach i serialach pacjenci są zawsze ładni, zadbani, uczesani, przy łóżku jest mnóstwo sprzętu, prawie cały OIT (oddział intensywnej terapii - przyp. red.). Tymczasem w szpitalu zazwyczaj wyglądamy strasznie, a koło łóżka stoi maksymalnie jeden monitor. Pacjentowi wydaje się, że jest zła opieka i zaraz słyszymy: "A w Leśnej Górze..." - mówi Jan Jaszczyński, nawiązując do nazwy najsłynniejszego szpitala serialowego w Polsce.
Ratownicy dzielą się na tych, którzy od razu mówią: nie mogę na to patrzeć i tych, którzy lubią sobie pokomentować. "Na obronę filmowców powiem, że nie jest to instruktaż stanowiskowy dla lekarzy i ratowników medycznych, tylko kino rozrywkowe. To, że jakąś procedurę zrobi się nie tak jak powinno, to nie ma większego znaczenia. Natomiast krytyczne są sytuacje, gdy wprowadzamy niewłaściwe zwyczaje" - mówi Jan Jaszczyński. I podaje przykład.
Parę lat temu w polskim serialu o ratownikach była taka słynna scena z zewnętrznym defibrylatorem ręcznym AED. Ratownik, który udzielał pomocy, został porażony prądem, bo ktoś z boku nacisnął przycisk wyładowania. "Momentalnie zawiązała się grupa na Facebooku, która postulowała o zdjęcie serialu z anteny. Szkoda, że nie zajął się tym żaden prawnik" - mówi Jan Jaszczyński.
I wyjaśnia: "Zjadamy zęby na tym, żeby nauczyć ludzi, żeby nie bali się defibrylatorów. AED to urządzenie, które jest w 100% bezpieczne. Każdy może go użyć. Nie da się nim zrobić krzywdy. Nie da się go popsuć. Nie da się tego zrobić źle. Natomiast użycie defibrylatora w pierwszych trzech minutach od zatrzymania krążenia zwiększa szansę na przeżycie bez ubytków neurologicznych o 80%. Karetka w terenie niezabudowanym ma na dojazd 15 minut. Pokazanie takiej sceny w telewizji to nie błąd. To zbrodnia".
Oceń artykuł