Oceń
Do gabinetu tatuażu zgłosiła się mama dwulatka, która poprosiła o “wytatuowanie dziecka”. Tatuażystka na początku pomyślała, że klientka chce po prostu zrobić sobie tatuaż związany z dzieckiem (np. datę urodzin czy portret dziecka), jednak była w błędzie. Gdy zapytała o szczegóły okazało się, że kobieta ma na myśli wykonanie tatuażu na skórze malucha!
– Ja bym przyszła z synkiem i zrobiłabyś mu tatuaż. Tylko nie wiem, jak zareaguje na ból, bo ma dopiero dwa latka – napisała.
Gdy tatuażystka zdecydowanie odmówiła, matka zaczęła ją uporczywie przekonywać. Chodziło o wytatuowanie dziecku grupy krwi - “na wszelki wypadek”. Zdaniem klientki, takie rozwiązanie mogłoby uratować malucha w chwili zagrożenia. Mama dwulatka była na tyle przekonana do swojego pomysłu, że użyła nawet szantażu i zakończyła rozmowę mówiąc, że jeśli nie wykona tatuażu w tym miejscu, znajdzie inny salon.
Wyjaśniamy: lekarze nie sugerują się informacjami o pacjencie, które widzą np. na biżuterii czy tatuażach w trakcie badania. W sytuacji zagrożenia zdrowia czy życia takie rzeczy nie mają żadnego znaczenia. To jedynie “ozdoba” i gadżet, który w żaden sposób nie przyspiesza procedur medycznych.
Oceń artykuł