Obserwuj w Google News

Robert wyczuł zmianę w jądrze. „Kilka tygodni i rak byłby w węzłach”

5 min. czytania
Aktualizacja 03.11.2023
03.11.2023 08:57
Zareaguj Reakcja

Wielokrotnie przejeżdżałem koło Instytutu Onkologii. Bałem się tego szpitala. Szary, wielopiętrowy, apokaliptyczne klimaty. Myślałem wtedy, że nie mogę zachorować na raka, żeby nie znaleźć się w takim miejscu. A potem tam trafiłem.

Pacjent
fot. Shutterstock

– Rak jądra to temat tabu, bo taki mamy stereotyp mężczyzny. Niezwyciężony rycerz, któremu nigdy nic nie dolega, a jak już zachoruje, to od razu żegna się z życiem. Musimy od tego odejść. Rak jądra to choroba, która atakuje mężczyzn najczęściej pomiędzy 25. a 45. rokiem życia, a potem znów po 65. Ja spotkałem się z nim po 36. urodzinach. Wyczułem zmianę w jądrze, które od pewnego czasu mi puchło. To była nieregularna zmiana przypominająca przeżutą gumę. Zazwyczaj u mężczyzn występuje pewna asymetria, ale u mnie ta różnica zaczęła się nagle powiększać – mówi 38-letni Robert, u którego w 2021 roku wykryto raka jądra.

Długo zwlekałeś z wizytą u lekarza?

Jestem akurat z tych, co nie zwlekają. Miałem prywatne ubezpieczenie zdrowotne w pracy, w ciągu miesiąca byłem u urologa. Lekarz – Hiszpan – łamaną polszczyzną powiedział: „Cieszę się, że się pan nie bał i nie zrobił strusia w ziemię”. Jakoś tak po męsku wyszło: „Niech się pan nie martwi, byle do przodu”. Dostałem Kartę DILO i na cito skierowanie do szpitala w ramach NFZ.

Od razu wiadomo było, że to rak? Lekarz nie miał wątpliwości?

Nie miał wątpliwości, że jest to zmiana rozrostowa. Jakiego typu – miała wykazać histopatologia.

Jak długo czekałeś na operację?

Trzy dni. Nowotwory jądra dzielą się na nasieniaki i nienasieniaki. Nasieniaki są łatwiejsze w leczeniu – wystarczy orchidektomia – czyli usunięcie jądra. Ja miałem nasieniaka i nienasieniaka – więc dodatkowo potrzebna była chemia. Histopatologia wykazała, że komórki nowotworowe zaatakowały już naczynia. Gdybym zwlekał jeszcze tydzień-dwa, rozpoczęłoby się rozsiewanie nowotworu po węzłach chłonnych. Niektórzy mężczyźni zgłaszają się do lekarza, gdy mają już zmiany w mózgu, płucach, kościach. Tymczasem przeżywalność raka jądra wynosi 95 proc. Trzeba tylko przełamać ten pierwszy „strach przed doktorem”. Z diagnozą „nienasieniak z atakiem na naczynia” zostałem skierowany na Roentgena.

Do szpitala, w którym nigdy nie chciałeś się znaleźć.

Nie mogę narzekać. W Warszawie proces leczenia jest bardzo dobrze zorganizowany. Każdy kolejny lekarz mówił mi, gdzie mam się dalej zgłosić. Dla kontrastu kolega z sali - żołnierz ze ściany wschodniej - kompletnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. W lokalnym gabinecie urolog powiedział mu, że na orchidektomię w regionie będzie czekać 7-8 miesięcy. W przypadku nowotworu, który w ciągu kilku miesięcy może się rozsiać po organizmie i wykonać tzw. metastazy w głowie, w płucach, w kościach, to zabójstwo. Własnymi kanałami chłopak trafił do Szpitala Praskiego w Warszawie, a spotkaliśmy się na Roentgena, na chemii. Na szczęście mężczyzn ratuje platyna, która unieruchamia komórki nowotworowe. Cykl chemii to jest pobyt na oddziale przez 7 dni, a potem co tydzień jest dodatkowy wlew. Choć w Warszawie jest szpital, do którego przyjeżdża się tylko na wlewy. Słyszałem o chłopakach, którzy podjeżdżają samochodami, a potem sami tymi autem wracają. Ze względu na innych uczestników ruchu drogowego, nie polecałbym tego rozwiązania. Pojawia się gorączka, kołuje się w głowie. Choć w przypadku mojej chemii nie było akurat najgorzej - jak ospa wietrzna powiedzmy. Miałem dwa trudne momenty. Pierwszy, gdy wypadły mi włosy, co bardzo mocno przeżyłem.

Mężczyźni też tak mocno to przeżywają?

Kilka razy w życiu porządnie płakałem i to był właśnie taki moment. Do pierwszego etapu leczenia podchodziłem zadaniowo, ale któregoś dnia obudziłem się cały we włosach. To mnie przeraziło. Mam alergię na włosy, które wchodzą do nosa, do oczu, oblepiają jak muchy. Warto wiedzieć, że włosy zaczynają wypadać nie od razu, ale po jakichś 14 dniach. Pierwszy dzień – luz, drugi – ok, a trzeciego nagle jest ich pełno. Polecałbym jednak zgolić przed chemią. Były też inne efekty uboczne, jak spadek odporności. Przez chwilę groziła mi izolatka. Na szczęście są na to zastrzyki i one zadziałały. Rak jądra to tego stopnia tabu, że nie rozmawialiśmy o nim nawet z chłopakami na oddziale. Była jedna zabawna sytuacja. Pewnego dnia przyszedł ksiądz, żeby nas wyspowiadać. Jak jeden mąż odmówiliśmy. Żartowaliśmy później, że jeszcze nie czas na ostatnie namaszczenie.

Przyjaciele wiedzieli o Twojej chorobie?

Od razu im powiedziałem i od razu mogłem liczyć na ich wsparcie. Choć na początku byli bardzo zaskoczeni. Nagle ten, co wyprowadza innych z kryzysów, sam znalazł się w sytuacji kryzysowej.

Jak rozmawiać z pacjentem onkologicznym? Co Ciebie na przykład najbardziej wkurzało?

Sztuczny dystans. Chory szybko wyczuwa dyskomfort drugiej osoby i sam zaczyna ten dyskomfort odczuwać. A wystarczy być. Można przytulić. Dać przestrzeń do wygadania się. To jest moment, w którym sprawdzasz, kto jest twoim przyjacielem. Trzeba uważać na żarty. Pierwsze pytanie, jakie z szerokim uśmiechem zadał mi kolega z pracy to: „Jak żona?”. Odebrałem to jako sarkazm. Od razu zaznaczę, że w przypadku wycięcia jądra poziom testosteronu, libido, się nie zmieniają. Po dwóch latach od chemii wraca też płodność.

A propos: ktoś z Tobą rozmawiał o zabezpieczeniu płodności?

Tak, od samego początku i każdy po kolei. Ja się akurat nie zdecydowałem, pomyślałem, że co ma być, to będzie, ale wiedziałem, że taka możliwość jest.

Korzystałeś z pomocy psychologa?

Polecono mi wizytę u psychoonkologa, jakoś tak na początku leczenia, jeszcze przed rozpoczęciem chemii. Niestety tutaj fantastycznie nie jest, bo zapotrzebowanie jest ogromne. Na taką wizytę zwykle czeka się 7-8 miesięcy. Ja czekałem trzy tygodnie, bo lekarz poradził mi, żeby dzwonić i sprawdzać, czy coś się zwolniło. I faktycznie po tygodniu wydzwaniania wbiłem się w pusty slot. Warto próbować. Sama rozmowa z psychoonkologiem była mocno musztrująca: „Proszę spojrzeć za okno. W każdym z tych pokoi są cztery osoby, które przyjmują chemię. Niech pan wróci do rzeczywistości”. Być może taki był cel.

Wspomniałeś, że były dwa trudne momenty. Pierwszy to dzień, w którym wypadły Ci włosy, a drugi?

Gdy wróciłem do pracy. Pierwszego dnia zaproszono mnie do Działu HR i wręczono mi wypowiedzenie. Ponieważ byłem już wtedy na umowie na czas nieokreślony, zlikwidowano moje stanowisko pracy. Dostałem odprawę, to fakt, ale przeżyłem ogromny szok. Zwłaszcza że wcześniej zapewniano mnie, że jestem dobrym pracownikiem. Pracodawca myśli, że pracownik, który wraca po tego typu chorobie, będzie stanowić koszt. A później jest to tylko kwestia wizyt raz na 3-4 miesiące, na co traci się dwa dni. Wiem, że każdy z nas jest tylko komórką w Excelu, ale nie możemy się tak uprzedmiatawiać. To odebrało mi poczucie własnej wartości. Mogę z apelem?

Oczywiście.

Pracodawcy, nie zwalniajcie pracowników po leczeniu onkologicznym, bo to jest okrutne! Moja żona powiedziała: „Robert przeszedłeś przez chorobę jak burza. Ja się tak martwiłam tą izolatką, o te białe krwinki... A ciebie załamało to, że dostałeś wypowiedzenie”.

Źródło: Radio ZET