Oceń
Jak do tej pory nie stwierdzono, żeby podwariant Omikrona BA.2 powodował jakieś charakterystyczne dla siebie objawy chorobowe. Jak wyjaśnia prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, wstępne ustalenia wskazują, że dawki przypominające szczepionek są skuteczne przeciwko BA.2 w takim samym stopniu, jak przeciwko BA.1. To bardzo dobra wiadomość.
Podwariant BA.2 to tzw. ukryty Omikron
Zdaniem prof. Szuster-Ciesielskiej, podwariant Omikrona BA.2 jest trudniejszy do wykrycia przez standardowe testy i „dlatego nazywany jest ukrytym Omikronem”. Nie jest to wariant ani bardziej zaraźliwy, ani bardziej zjadliwy. – Jest jednym z co najmniej czterech znanych podwariantów Omikrona i ma o 25 mutacji więcej niż jego podstawowa wersja BA.1 – tłumaczy wirusolożka. – Wersja BA.2 cechuje się o 30 proc. większą transmisyjnością – mówi ekspertka i dodaje, że właśnie z tego powodu ten wariant zaczął wypierać pierwotnego Omikrona w takich krajach jak Dania, Filipiny czy Indie.
– Jednak na tym różnice się kończą. Nie stwierdzono, aby BA.2 powodował inne objawy chorobowe ani by zmieniał ich nasilenie. Wstępne ustalenia sugerują też, że szczepionki, a w szczególności dawki przypominające, są skuteczne przeciwko BA.2 w takim samym stopniu, jak przeciwko BA.1. – ocenia prof. Szuster-Ciesielska.
Jakie znaczenie dla nas ma podwariant BA.2?
Specjalistka tłumaczy, że zakażenie jednym lub drugim podwariantem Omikrona „nie ma specjalnego znaczenia dla pacjenta lub lekarza”. – Taka ewolucja wirusa jest interesująca jedynie dla wirusologów. Z tego powodu do podobnych informacji należy podchodzić ze spokojem – zapewnia.
Resort zdrowia przekazał, że w przypadku podwariantu Omikrona BA.2 we wtorek odnotowano 675 przypadków, zaś BA.3 – 275 przypadków, czyli łącznie 950. Warto przypomnieć, że wariant Omikron koronawirusa SARS-CoV-2 po raz pierwszy wykryto w listopadzie 2021 r. w RPA. Od tamtej pory zdążył już zdominować zakażenia koronawirusem nie tylko w Europie.
Źródło: Agnieszka Gorczyca/PAP
Oceń artykuł