Oceń
W Polsce od początku pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 zdiagnozowano u 2 387 511 osób, ale zdaniem ekspertów ta liczba jest mocno zaniżona. Przyczyną braku wiarygodnych danych jest brak systematycznych badań przesiewowych.
Nad prognozami przebiegu epidemii w Polsce pracuje m.in. zespół ekspertów z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW pod kierunkiem dr. Franciszka Rakowskiego z Zespołu Modelu Epidemiologicznego.
– Aby prognozowanie pandemii było skuteczne, należy poprawnie szacować odsetek osób, które faktycznie przeszły zakażenie – tłumaczył dr Franciszek Rakowski z ICM UW. I dodał, że jego zespół opracował modele matematyczne, z tych wynika, że na COVID-19 zachorowało już 25-33 proc. społeczeństwa.
Ilu Polaków rzeczywiście przeszło COVID-19?
– Największy wpływ na nasze predykcje miała niepewność związana z tzw. dark figure – odsetkiem osób, które rzeczywiście przechorowały zakażenie koronawirusem, a nie były zarejestrowane w systemie – tłumaczył dr Franciszek Rakowski. I dodał, że czynnik ten jest ważny w modelowaniu przebiegu pandemii aż z dwóch względów.
- Po pierwsze dlatego, że każda osoba przechodząca zakażenie w czasie swojej infekcji zakaża innych. Jeśli takie osoby nie są zarejestrowane, ich infekcji nie można uwzględnić w modelu przebiegu epidemii.
- Po drugie już po przejściu choroby takie osoby nie są podatne na kolejne zakażenia. Także to ma wpływ na dynamikę szerzenia się epidemii i również powinno być ujęte w modelu.
– Na świecie zakłada się, że aby obliczyć tę "ciemną liczbę" zakażeń, liczbę oficjalnie zarejestrowanych przypadków trzeba pomnożyć o wskaźnik, który wynosi, według różnych szacunków, między 4 a 8 – podkreśla dr Rakowski. I dodaje, że z oficjalnych danych resortu zdrowia liczba zakażeń wirusem SARS-CoV-2 wykrytych w Polsce od początku pandemii wynosi ponad 2 mln 387 tys. Co przy założeniu, że Polaków jest 37 mln, oznacza, że zakażenie stwierdzono u około 6 proc. ludności Polski. Ale ta liczba w rzeczywistości jest znacznie wyższa. Kilkakrotnie wyższa.
Dr Franciszek Rakowski opowiada, że choć model ICM UW był – po wielu udoskonaleniach – najbardziej skuteczny od października 2020 r. do lutego 2021, to potem doszło do zachwiania jego skuteczności. Dlaczego?
– Nie wiedzieliśmy, ile osób w Polsce było faktycznie uodpornionych na zakażenie. To mogło być albo 20 procent, a nawet ponad 40 procent – tłumaczy ekspert. I dodaje: – Sytuacja, w której ponad czterdzieści procent społeczeństwa jest uodporniona, blokowałby rozwój gwałtownej i wysokiej trzeciej fali. Z kolei 25 procent powoduje, że fala szłaby bardzo szybko do góry. Z naszych szacunków wynika więc – mówię o stanie na 1 marca br. – że jeśli chodzi o immunizację, to jesteśmy prawdopodobnie na poziomie 25-33 proc.
Skąd te różnice w statystykach dot. COVID-19?
W Polsce od początku pandemii nie prowadzono systematycznych badań przesiewowych, które pozwalałby co miesiąc lub przynajmniej co dwa miesiące określać, u jakiego odsetka populacji wytworzyły się przeciwciała.
– Moim zdaniem to konieczność! Gdyby kiedyś doszło do kolejnej epidemii, trzeba natychmiast wprowadzić program systematycznego przesiewowego badania przeciwciał – uważa dr Rakowski i dodaje: – Aby skuteczniej prognozować rozwój pandemii, kluczowy jest też monitoring sekwencji wirusów. To dwie kluczowe dane, które powinny być badane w trybie ciągłym.
Na stronie https://covid-19.icm.edu.pl/ dostępne są m.in. wyniki symulacji modelu epidemiologicznego, który opisuje rozwój epidemii COVID-19 w Polsce i umożliwia przewidywanie potencjalnych ścieżek dalszego jej rozwoju, jak też badanie różnych scenariuszy i efektów kolejnych restrykcji.
Źródło: PAP
Oceń artykuł